Natasza Socha "Maminsynek"
Natasza Socha "Maminsynek"
Matka Leandra wbiła we mnie spojrzenie, aż rozbolała mnie trzustka. Jej
źrenice zrobiły się nienaturalnie wielkie, a długie palce postukiwały
o filiżankę z kawą. Wwiercała się tak jeszcze z dziesięć minut,
szczegółowo penetrując wszelkie zakątki mojego ciała, które mogłyby
zdyskredytować mnie
w jej oczach. Nierówne nerki? Koślawe serce? Zbyt zwinięte jelito
cienkie? Zrozumiałam, że idealna kobieta, która mogłaby zaopiekować się
jej synem,
nie istnieje. Problemu nie stanowią trzy nowe pryszcze, które próbowałam ukryć pod pudrem, tylko ja sama. Ogólnie. Ja jako ja.
Opinia:
To jest pierwsza książka przez którą nie przebrnęłam i nie daje jej szansy by ją przeczytać. Dotrwałam do 107 strony i jak główny bohater mnie denerwował tak cały czas przez tą przeczytaną liczbę stron nadal działał mi na nerwy.
Książka jest ku przestrodze przed chłopakami którzy trzymają się nadal maminej spódnicy i porównują kobiety do swojej matki...
Autorka pisze ze zrozumieniem i wielką fantazją ale no nie stety odkładam, może kiedyś do niej wrócę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz