"Chwila bez rutyny" Robert Fujak
Pełna niespodzianek i zawirowań losu historia czterech par, które zmagają się z okrucieństwem przyrody i niepewnymi czasami w poszukiwaniu szczęścia.
Melodia prześladowana bliżej nieokreślonym przeczuciem wraca do Polski. Odkąd obudziła się dotknięta amnezją, nie potrafi znaleźć sobie miejsca. Choć ułożyła sobie życie w Ameryce, to coś każe jej wracać i nawiązać kontakt z jedyną osobą, którą pamięta.
Robert rozdarty wewnętrznie między lojalnością wobec przyjaciela a miłością swojego życia stara się postępować jak najrozsądniej i doprowadzić sprawy do szczęśliwego zakończenia.
Agnieszka po wstrząsających przeżyciach rodzinnych w końcu osiąga stabilizację. Wtedy nieoczekiwanie na jej drodze staje Adam. Pozornie błaha znajomość ma szansę przerodzić się w coś więcej.
Basia i Mateusz cieszą się wspólnym szczęściem. Wszystko układa się tak, jak sobie to wymarzyli, a wkrótce na świat ma przyjść ich pierwsze dziecko. Wydaje się, że lepiej już być nie może, kiedy nagle moce natury dają o sobie znać w bardzo bezwzględny sposób.
Ten sam kataklizm brutalnie przerywa spokojny sen małżeństwa z długoletnim stażem. Choć pełne luksusów i bogactwa życie Pauliny i Wiesława nie ułożyło się tak, jak to zaplanowali, to nadal uważają, że ich wybory były słuszne. Przekonani o własnej potędze czują się niezniszczalni. Huragan jednak zweryfikuje ich założenia.
Czy te wszystkie historie mają szansę zakończyć się szczęśliwie? Czy wszyscy przetrwają ten trudny czas? Czy nienarodzone dziecko Basi i Mateusza ocaleje? Odpowiedź na te pytania oraz wiele innych znajdziecie zapisane na kartach tej książki.
Wydawnictwo: Magia Słów
Liczba stron: 164
Cena detaliczna: 39,90 zł
Opinia:
Boże, co to jest za gniot! Przebrnięcie do 53 strony (czyli do rozdziału piątego) było prawdziwą męką – i w tym momencie powiedziałam sobie dość. DNF, bez żadnych wyrzutów sumienia.
Pierwsze trzy rozdziały to w zasadzie powtórka tego samego w kółko – zero rozwoju akcji, zero emocji, zero sensu. Dialogi są na poziomie przedszkola, momentami aż trudno uwierzyć, że ktoś to napisał na poważnie, a jeszcze trudniej, że ktoś to później wydał. Postaci są płaskie, nienaturalne, a ich rozmowy brzmią jak wymuszone odgrywanie scenki na szkolnym apelu.
Najbardziej rozbawiło (choć właściwie powinno zasmucić) to, że autor podobno uważa tę książkę za lepszą od swojej pierwszej powieści… Jeśli rzeczywiście tak jest, to naprawdę źle o nim świadczy. Jeszcze gorzej wypada fakt, że sam siebie umieścił jako głównego bohatera – ego bije po oczach, ale niestety bez żadnego literackiego uzasadnienia.
Książka pochodzi z projektu „Słoik” i nigdy bym nie pomyślała, że trafi mi się tak słaba pozycja. Czuję się trochę oszukana – zamiast ciekawej lektury dostałam rozwleczony, nieporadny tekst, który niczym nie broni swojego istnienia. Cóż, przynajmniej jedno na plus: zwalniam miejsce na coś lepszego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz